fbpx
Przejdź do treści
Strona główna » fattitude » Trudna lekcja body positive: Wrażliwość w kolorze magenta

Trudna lekcja body positive: Wrażliwość w kolorze magenta

Są takie spotkania, które zmieniają wszystko. Ludzie, którzy sprawiają, że mrugam i nagle widzę świat z nowej perspektywy. Rozwijające i twórcze. Ważne, bardzo ważne. Można by powiedzieć, że przypadkowe, ale nie wierzę w przypadki. Takie było wczorajsze spotkanie z Johnem.

 

Jeśli czujecie, że dziś nie jest ten dzień, w którym dacie radę wyjść z własnej głowy; albo po prostu jesteście z tych dupków, którzy ZAWSZE mają ZDANIE na temat tego jak powinni żyć inni, to lojalnie mówię: nie ma sensu czytać dalej ani odwiedzać konta Johna na instagramie.

Jeśli wiecie, że nie zniesiecie szczerych fotografii, widoku mężczyzny w kabaretkach czy ujęć męskiego tyłka w kolorowych majtkach – TO NIE JEST MIEJSCE DLA WAS.

 

Długo debatowałam ze sobą, czy jesteśmy gotowe na tego posta. Wierzę w Was, Syreny Lądowe.

Przypadkowych gości proszę o okazanie szacunku wobec cudzej odrębności, wobec wrażliwości i wysiłku. Mówiąc prosto – kulturalnie albo wyjazd.

 

 

Świat Johna to świat, do którego trzeba wejść z otwartą głową i czułym sercem, bo to, co tam znajdziecie nie mieści się w okładkowych kanonach piękna. Nie ma gładkiej skóry i pochlebnych póz, mrugania oczkiem. Są za to mądre słowa, dużo mądrych słów. To opowieści o podróży, którą odbywa każdy z nas – tych, którzy walczą o pokochanie siebie wbrew tak zwanym standardom.

 

John mieszka w Bostonie i jest z grubsza moim rówieśnikiem. Jest mi bliski na stu innych poziomach, ale nie wiem o tym jeszcze w chwili, gdy dwukrotnie stukam palcem w ekran telefonu, żeby zostawić czerwone serduszko pod zdjęciem grubego mężczyzny leżącego nago na sofie z nogami opartymi o ścianę. W tle wentylator, pomalowany – jak całe zdjęcie – lepkim światłem w kolorze magenta. To światło to znak rozpoznawczy fotografii Johna. Coś, co zwraca uwagę i przyciąga do ciepłych i lekko nostalgicznych kadrów. To zdjęcie mnie wciąga. Odwiedzam profil i wpadam w niego, jak w plastikową zjeżdżalnię na basenie. Prowadzi do świata pracy nad miłością do samego siebie. Body positive. Świata wałeczków, fałd, zgrubień, włosów, rozstępów. Świata prawdziwych ludzi.

 

instagramer body positive

 

Wysyłam Johnowi wiadomość. Po minucie telefon pika, połączenie Łódź – Boston zostaje ustanowione. Internet to bagno, w którym można utonąć. Internet to potężne narzędzie, które zmniejszyło glob do przekątnej 4,3 cala. Gorąco wierzę w internet. Możesz nauczyć się wszystkiego, możesz poznać każdego, możesz nałykać się błota i zrobić sobie krzywdę. Ty decydujesz o tym, jak go używasz. Do podsycania w sobie zawiści i goryczy, albo do budowania kapitału, jakim jest zawartość twojej głowy.

 

W świecie, który wali nas między oczy hejtem, odstręczająco głośną pewnością siebie i wszechogarniającym cynizmem, który chadza pod rękę z dystansem, jego wrażliwość jest szokująca. To tak, jakby z gołą dupą wejść do Luwru w godzinach szczytu.

Ma w sobie ten szczególny rodzaj skupienia i ciszy, która zwraca na siebie uwagę bez neonów i megafonu. Jest bezcenny i te kilka przegadanych z nim godzin zwraca mi wiarę w to, co robię.

 

Instagram Johna, znajdziecie go tutaj  @notwhoyouthinkyouare , to zapis podróży, jaką jest dojrzewanie do miłości wobec samego siebie. Czytałyście, co napisałam niedawno na temat budowania pewności siebie? – mam na myśli to o oswajaniu swojego wizerunku na zdjęciach. Jeśli nie, to poczekam teraz chwilę – idźcie przeczytać ten tekst. Pozwoli Wam on lepiej zrozumieć pracę tego niezwykłego człowieka. Jego motywację.

 

Pytam go o powód, dlaczego zamiast zadziałać domyślnie, czyli rzucić się w wir dietowania wybrał o wiele trudniejszą drogę akceptacji niedoskonałego ciała. Drogę dzielenia się swoim niepewnościami ze światem. Odpowiedź jest niepopularna i bardzo szczera:

 

Prawdę mówiąc to trochę smutne, ale w pewnym momencie poczułam, że nia dam rady schudnąć. Próbowałem, ale brakło mi determinacji, za to gdzieś pojawiła się głęboka refleksja nad potrzebą zmiany mojego ciała.

 

O SWOIM PROJEKCIE

 

Jako zawodowy fotograf, zawsze byłem zainteresowany autoportretami, po prostu zacząłem robić sobie zdjęcia. Nie wiedziałem jak… poczuć się pięknym, jako gruby człowiek. Było trudno:, trudno pozować, trudno oglądać te zdjęcia, ale trwałem w tym. Jednocześnie odkryłem na instagramie kilka kont body positive i tak to się potoczyło.

Są takie dni, kiedy wciąż napotykam te same trudności, ale z czasem jest coraz lepiej.

 

I had this in my story yesterday, and I try not to repeat my photos but I’ve been thinking about it since then and about how tender and raw I feel first thing in the morning, honest and open staring myself in the face before a shower, before coffee, before clothes, before the day starts. I think if I can hold on to some of that tenderness throughout the day I can be a better person. I’m not just trying to shed a myriad of body/self confidence issues but a lifetime of toxic masculinity that manifests in a number of ways day to day. (side note my phone autocorrected toxic to toilet and that’s pretty apt) thanking myself for being patient with me today.

Post udostępniony przez just john (@notwhoyouthinkyouare)

 

O BODY POSITIVE

 

Dla każdego oznacza to coś innego, ale każdy może zmienić świat na lepsze na tyle różnych sposobów. Samo to, że widzimy wokół coraz więcej ciałopozytywności w świecie i mediach sprawia, że ludziom jest coraz łatwiej.

 

One more from this mornings lil shoot. I’ve become so fascinated with how light wraps around and bends over my body. I love my many folds and flabs give such different experiences. The textures and shapes that are created are unique to my body! . . . #effyourbodystandards #effyourbeautystandards #bopo #bodypositive #bodyscape #fatpositive #fatandfabulous #fatactivism #bigandblunt #celebratemysize

Post udostępniony przez just john (@notwhoyouthinkyouare)

 

O SAMOAKCEPTACJI

 

Myślę, że to proces ewolucyjny. Wciąż mam w sobie dużo strachu, ale teraz potrafię go zracjonalizować, uspokoić siebie samego i iść dalej. Nie pozwalać, by lęk dyktował mi jak mam żyć.

 

I can’t imagine being skinny. I don’t mean to say it feels impossible that I could lose weight, but rather that I don’t want to see myself like that. I don’t want to imagine myself skinny. Being big, being fat, is absolutely a definite characteristics of ME. If I gain weight or if I lose it is not the point, I’ll always be big, whatever that number on the scale says. If my belly hangs lower or sticks out less, if my pant size goes up or down, if my shirt says L or XL or XXL, none of that changes who I am, how I perceive my body. And how I perceive my body is through the lens of love and acceptance. I’m beautiful, and that’s something that is deeper than skin, deeper than what I look like at any given moment. . . . #effyourbodystandards #effyourbeautystandards #bopo #bodypositive #bodyscape #fatpositive #fatandfabulous #fatactivism #bigandblunt #celebratemysize

Post udostępniony przez just john (@notwhoyouthinkyouare)

 

Nie wiem ile godzin spędziłam na instagramowym koncie Johna, przeglądając jego zdjęcia i spijając słowa. Tym, co zwraca uwagę, że widoczny proces krystalizacji własnego języka. Widać, jak uczy się kim jest. Selfiaki zamieniają się w autoportrety, kadry stają się przemyślane, rozwija osobny język opowiadania o swoim ciele.

Czy uważam, że jest to coś, co każdy POWINIEN zrobić? Nie. Nic na siłę. Nie chodzi mi bynajmniej o to, żeby zalać internet tysiącami nagich zdjęć. Wychodzenie ze strefy komfortu tak, ale nie na siłę. Namawiam Was, Syreny, do szukania własnych środków wyrazu. Może to będzie założenie sukienki, a może robienie zdjęć na własny użytek? Wy decydujecie.

Co na pewno warto to poświęcić chwilę na refleksję.

 

*

 

To bezcenne spotkanie pomogło mi się trochę pozbierać. Znów przytrułam się ludźmi, ich brakiem zrozumienia, głębokim przekonaniem o byciu mistrzem świata oraz pogonią za lajkami. Potrzebowałam bodźca, żeby podnieść głowę i znów zobaczyć światełko w tunelu. John jest dla mnie tytanem, prawdziwym bohaterem, który zamiast wysyłać w świat nie nie warte okejki, publicznie mówi o tym, że jest trudno. Który publicznie pokazuje swoje “wady”.

 

Przypomina, że wszyscy jesteśmy ludźmi.

Pod pierwszym zdjęciem napisał “Tak dużo rozstępów, tak mało czasu”

 

autoportret instagramera body positive

 

Wpis powstał dzięki uprzejmości i hojności Johna, który nie tylko poświęcił mi kilka godzin swojego cennego czasu, nie tylko podzielił się ze mną myślami, z którymi nie zawsze łatwo się dzielić, a także udostępnił swoje zdjęcia. Pamiętajcie proszę, że pozostają one jego własnością.

Jeśli – podobnie jak ja – uważacie, że jego aktywność jest cenna, odwiedźcie go i zalejcie miłością: @notwhoyouthinkyouare

Jeśli podoba Wam się ten wpis, będzie mi niezmiernie miło, jeśli podacie go dalej.

11 komentarzy do “Trudna lekcja body positive: Wrażliwość w kolorze magenta16 min. czytania

  1. Podziwiam odwagę….Wiecie – jestem zmęczona stylizacją na doskonałość.Tą cała falą takich samych panienek w charakteryzacji, pod którą nikt by ich nie poznał.Upiekszania się na siłę, nawet by wyrzucić śmieci.Lubię niedoskonałość i autentyzm – zawsze fascynowali mnie prawdziwi ludzie , którzy nie udawali kogoś kim nie są.Którzy potrafili pokazać swoje wady, być sobą choć nie przynosiło im to splendoru.Siła człowieka jest jego odmienność – a nie gonienie za stadem, myślenie jak stado.Na tych zdjęciach widzę normalnego mężczyznę, który nie sili się na doskonałość, stara się być autentyczny.Aż chciałoby się z nim wypić herbatę i pogadać o wszystkim.

    1. Na tę jego autentyczność nie ma nazwy. To co robi jest tak ważne, tym ważniejsze ze względu na to właśnie o czym piszesz- wszechodczuwalny przymus bycia lepszą wersją siebie

      1. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego do czego ta pogoń prowadzi.Wyzbycia się siebie, bycia takim jak chcą inni, nieprawdziwym, sztucznym, wykreowanym.Takim cool.

  2. Bardzo piękne poetyczne zdjęcia. Bardzo – ludzkie w swojej kruchości. Moją pierwszą myślą było wysłanie ich bardzo dużemu koledze, który stacza bitwy z własnym ciałem i jego akceptacją; myślę, że doceniłby je.
    Wydaje mi się, że jakoś paradoksalnie takie wyciszone, łagodne akceptowanie siebie może być trudniejsze niż ułańska szarża w kolory i dzikość jak u Beth Ditto. Przynajmniej dla mnie.
    Dzięki, że pokazałaś nam zdjęcia tego fotografa.

    1. Jest o wiele trudniejsza.
      Bo wiesz, kiedy wymachujesz szabelką, ludzie zaczynają w końcu tego od Ciebie oczekiwać. Nie masz wstecznego, możesz tylko naprzód.
      W ciszy jesteś swoim własnym wrogiem, każdy krok naprzód jest dużą walką i wielką wygraną.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.